Od mojej wizyty, w zonie, minęło już trochę czasu a ja ciągle krążę wokół tego tematu, ciągle wracam tam myślami. Tak jakbym próbowała to przetrawić a to cały czas odbija mi się czkawką.
Przyznaję, przed wyjazdem wycieczka do zony była zabarwiona nutką niezdrowej emocji. Miejsce katastrofy. Strefa wykluczenia. Pilnie strzeżona i zakazana.
Jednak to, co zobaczyłam na własne oczy przykleiło mi się do siatkówki i tkwi tam jak jakaś zadra. Teraz dostrzegam ludzką tragedię. Z jednej strony tragedię człowieka, któremu jednej nocy całe jego dotychczasowe życie wyleciało w powietrze. Z drugiej strony, tragedię człowieka, który oddany władzy i systemowi, gotów był ginąć za ojczyznę. Tak został wychowany, tak mu wpajano latami.
… Wszyscy byliśmy częścią tego systemu. Wierzyliśmy! Wierzyliśmy we wzniosłe ideały. W nasze zwycięstwo! Zwyciężymy Czarnobyl! Rzucimy się do ataku i zwyciężymy. Upajaliśmy się, czytając o heroicznej walce z reaktorem …
Początkowo nikt nie przypuszczał, jaka jest skala zagrożenia. Czujniki wskazujące niewyobrażalne promieniowanie, często uznawano za wadliwe i wyłączano. Ludzie wierzyli, że radzieckie elektrownie jądrowe są najbezpieczniejsze na świecie.
… Myśmy nie rozumieli, czym właściwie jest fizyka … Reakcja łańcuchowa … I że ani rozkazy, ani decyzje rządowe tej fizyki nie zmienią. Że świat opiera się na niej, a nie na ideach Marksa …
Ludzie czekali na wiadomości w radio, w gazetach, czy telewizji. Nikt nic nie mówił. W prasie ukazała się skąpa notatka, że w elektrowni doszło do wybuchu a zagrożenie już minęło. Władza zachęca ludzi do udziału w pochodach pierwszomajowych.
… Były telegramy z KC, z komitetu obwodowego … Postawiono przed nami zadanie: nie dopuścić do wybuchu paniki …
60 godzin po wybuchu nikt na świecie, oprócz Kremla, nie wiedział oficjalnie o katastrofie. Dopiero dwa dni później, kiedy radioaktywna chmura dotarła nad Szwecję, podano to oficjalnie do wiadomości.
… „Towarzysze, nie ulegajcie prowokacjom” dniem i nocą huczy telewizor. To rozwiewa wszystkie wątpliwości …
Pierwszymi ofiarami promieniowania są pracownicy obsługi reaktora. Nocna zmiana trwała na swych stanowiskach i próbowała schłodzić reaktor. Wierzyli, że jest on nienaruszony. Następnie na miejsce wybuchu przybyli strażacy, z Prypeci. Wezwano ich do pożaru. Nie mieli żadnej odzieży ochronnej czy dozymetrów. Wszyscy otrzymali śmiertelną dawkę napromieniowania. Dwaj umierają jeszcze tego samego dnia. Następni w kolejnych miesiącach, w szpitalu w Moskwie.
Później dołączyły kolejne jednostki z Czarnobyla i z Kijowa.
Po wybuchu, wielu mieszkańców miasta Prypeć, zbiera się na moście kolejowym, gdzie jest doskonały widok na elektrownię. Podziwiają łunę w kolorach tęczy, sięgającą nieba. Nie wiedzą, że przeszywa ich śmiertelna dawka promieniowania. Most ten określano później „mostem śmierci”.
Trzeciego dnia na miejsce katastrofy skierowano 80 śmigłowców, które miały walczyć z pożarem, zasypując go mieszanką piasku i kwasu bornego, który neutralizuje promieniowanie. Piloci, którzy musieli przelecieć jak najbliżej zniszczonego reaktora, nie mieli żadnych ochronnych uniformów, worki ważące 80 kg musieli wyrzucać własnymi rękami. Wokół reaktora wskazówki dozymetru wariowały. Po kilku lotach piloci zaczynali wymiotować. Po tej fazie choroby popromiennej, następuje faza bezobjawowa. Późniejsze objawy to oparzeliny, wyżerające ciało aż do kości i rozkład szpiku kostnego.
… Lekarze napisali, że latając nad reaktorem, otrzymał dawkę … siedem rem. A w rzeczywistości było ich sześćset! …
Po zasypaniu krateru reaktora, wewnątrz wzrosła temperatura. Spowodowało to kolejne zagrożenie. Radioaktywna mieszanka, żarząca się w środku, nagrzała fundament, pod rdzeniem reaktora. Jeśli on popęka, magma przedostanie się do zbiornika, w którym zebrała się skażona woda. Gdyby radioaktywna lawa zetknęła się z wodą, doszłoby do kolejnej eksplozji. Tak tragicznej w skutkach, że może i cześć Europy nie nadawałaby się do zamieszkania. Trzeba było zanurkować i otworzyć klapy spustowe. Zgłosiło się trzech inżynierów-ochotników: Walery Bezpałow, Aleksiej Ananenko i Borys Baranow. Wszyscy zmarli w ciągu następnych kilku tygodni.
… Ludzie pracują ofiarnie, nie zważając na żadne przeszkody … Cuda męstwa i heroizmu …
Wybuchu udało się uniknąć, ale problem z radioaktywną magmą nadal pozostawał nierozwiązany. Gorąca mieszanka mogła przedostać się do wód gruntowych. Trzeba było wydrążyć tunel z reaktora 3 do 4 i komorę pod reaktorem, na system chłodzenia. W ciągu miesiąca, setki a może i tysiące górników, ściągniętych z różnych stron Związku Radzieckiego pchało wagoniki. Wszystko to bez żadnej odzieży ochronnej, upale, bez dopływu powietrza i wysokim promieniowaniu.
W promieniu 10 km od elektrowni, utworzono strefę szczególnego zagrożenia. W promieniu 30 km strefę najwyższego skażenia. Ewakuowano 130 tysięcy ludzi.
… Ludzi ze wsi najbardziej żal, bo ucierpieli niewinnie, jak dzieci. Przecież to nie chłop wymyślił Czarnobyl … Chłopi nie rozumieli więc co się stało. Uczonym, każdemu wykształconemu człowiekowi chcieli wierzyć jak księdzu. A co słyszeli: Wszystko w porządku. Nic strasznego. Tylko myjcie ręce przed jedzeniem …
Priorytetem stało się zabezpieczenie reaktora i oczyszczenie terenu strefy. Sarkofag, konstrukcja z betonu i stali, miał ujarzmić reaktor. Resztą miało zająć się ponad 600 tysięcy mężczyzn i kobiet, zwanych likwidatorami. Pracownicy strefy mający likwidować skutków awarii. Żołnierze i cywile. Personel medyczny, robotnicy, pracownicy budowlani, długo by wymieniać. Władza nie szczędziła środków. Im bliżej wybuchu, tym stawki były większe.
Zadaniem likwidatorów było zdjąć skażoną glebę na głębokość 20 cm i zastąpić piaskiem. Wycięcie drzew. Odkażenie domów.
… Widziałem człowieka, któremu grzebano dom na jego oczach … Pozostał świeżo wykopany grób … Wielki prostokąt. Pochowano jego studnię, sad … Myśmy grzebali ziemię … Żywe warstwy ziemi … Zakopywaliśmy las. Piłowaliśmy drzewa na półtorametrowe kawały, pakowali w celofan i wrzucali do mogilnika …
Stworzono grupę myśliwych, których zadaniem było odstrzelenie wszystkich zwierząt w strefie. Wszystko zakopywano w wielkich dołach zwanych mogilnikami.
… Szczenięta liżą ręce, łaszą się. Dokazują. Trzeba było strzelać … Naładowaliśmy ich pełną wywrotkę … Wieziemy do mogilnika … Prawdę mówiąc była to zwykła głęboka jama, chociaż kazali je kopać tak, żeby nie dokopać się do wód gruntowych, i wyściełać dno celofanem. Znaleźć jakieś wzniesienie … Ale wie pani jak to jest … Na ogół nikt tego nie przestrzegał. Brakowało celofanu, a żeby szukać miejsca też za dużo czasu nie było …
Strefa wokół reaktora była nazywana placem śmierci, ze względu na wysokie promieniowanie. Jednak, aby zacząć budowę sarkofagu trzeba było uprzątnąć dach z radioaktywnego grafitu. Posłano zdalnie sterowane roboty. Po kilku dniach nawet one nie wytrzymały promieniowania. Elektroniczne obwody wariują. Trzeba posłać żołnierzy. Nazywano ich bio-robotami. Każdy musi wykonać swój własny uniform. Na dachu, gdzie promieniowanie było najwyższe, można było przebywać najwyżej 40 sekund. Oczyszczanie trwało 2,5 tyg. Dzisiaj wiadomo, że promieniowanie było tak wysokie, że nie powinno się tam nikogo posyłać.
… Zanim weszliśmy na dach, dowódca daje instrukcję … Kilku chłopców się zbuntowało: Myśmy tam już byli …Dowódca: U nas na dach pójdą ochotnicy, a reszta wystąp, porozmawia z wami prokurator. No i ci postali chwilę, naradzili się i zgodzili …
Często likwidatorami byli ochotnicy, ale nierzadko do Czarnobyla kierowano nieświadomych rezerwistów, na ćwiczenia wojskowe. Do ostatniej chwili nie widzieli, dokąd pojadą.
… Wszystko zaczynało się jak film sensacyjny … Kiedy jadłem obiad zadzwonili z zakładu: szeregowy taki a taki ma stawić się w miejskiej komendzie celem uściślenia danych. W dodatku – natychmiast… Powitał nas kapitan i polecił: jutro pojedziecie … gdzie przejdziecie ćwiczenia …Następnego dnia wszyscy się zabrali … zabrali nam cywilne dokumenty, książeczki wojskowe i wsadzili do autobusów… O ćwiczeniach nikt się słowem nie zająknął… oficerowie na wszystkie pytania odpowiadali milczeniem … A nie do Czarnobyla? … Milczeć! Za szerzenie paniki – sąd w trybie wojennym …
Likwidatorzy żyli w obozach, mieszkali w namiotach, pracowali po 12 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu, bez względu na pogodę. Wyposażeni w rękawiczki, półmaski i fartuchy ochronne. Jedynym narzędziem pracy była łopata. Jeden dozymetr na jeden oddział. Nie było żadnego kontrolowania pomiarów promieniowania.
… Od razu zrodziło się powiedzonko ‘Z łopatą na atom’ …
Nikt nigdy tym ludziom nie powiedział, jaką dawkę promieniowania wchłonęli. Nie ma żadnej dokumentacji medycznej, żeby można było ich leczyć. Rząd Związku Radzieckiego nigdy nie podał prawdziwych danych dotyczących katastrofy.
Podczas operacji i po jej zakończeniu likwidatorzy zapełnili szpitale. Wrócili do domów wycieńczeni, często niezdolni do pracy. Dziś wielu z nich, którzy przeżyli, są inwalidami, na rencie.
… Teraz umierają … ale gdyby tego nie zrobili? Moim zdaniem to są bohaterowie …
Tytuł i wszystkie cytaty pochodzą z książki „Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości” Swietłany Aleksijewicz. Przejmujący zbiór reportaży-monologów z ludźmi, którzy próbują zrozumieć Czarnobyl. Uwolnić się od niego. Są wśród nich likwidatorzy, uczeni, pracownicy elektrowni, żołnierze, przesiedleńcy i nielegalni mieszkańcy strefy. Wszyscy oni zabrali głos, w sprawie Czarnobyla, opowiadając co działo się wtedy i jak to rozumieją dziś.
… My tutaj żyjemy … Cierpimy … a winnych nie ma! …
Proces w sprawie winnych, za wybuch w Czarnobylu, był ostatnim z „pokazowych”. Dyrekcję i pracowników zmiany postawiono przed sądem i wydano wyroki. Wszystko to działo się w Domu Kultury, w Czarnobylu.
… Wszystko zapamiętałem … Myślałem, że opowiem synowi … A jak przyjechałem, nie znalazłem własnych słów …
Leave A Reply