Nie raz zastanawiam się, co by się stało „gdyby” i jaka byłaby moja reakcja?
Wymyślałam sobie różne sytuacje, chociaż wiem, że zazwyczaj o sposobie zachowania decydują okoliczności. Jednak taka sytuacja nawet przez myśl mi nie przeszła, podczas gdy bookowałam bilety. Najpierw na samolot z Berlina do Mediolanu potem na pociąg z Mediolanu do Genui.
Paryż. Koszt około 600 zł. Tutaj zapaliła mi się żaróweczka. Do rejsu ponad pół roku a przecież 3
miesiące przed to bilety są tańsze. Poczekamy. No to nie
zawsze. Podejrzewam, że była pula tanich biletów, która się wysprzedała i cena drastycznie skoczyła. Pozostał samochód albo kombinować. Ja jestem od kombinowania 🙂 a jak się na to zgodzili moi współtowarzysze to nie wiem 😉
Trasę Berlin – Mediolan – Genua przerobiłam tysiące razy w głowie.
Do Berlina samochodem – prościzna. Berlin-Mediolan – samolot. Luzik. Zmiana terminala na pierwszy, bo tanie linie lądują na drugim. Spokojnie damy radę, bo busy jeżdżą co kilkanaście min. Lecę na Melpensa Express, który wiezie mnie na Dworzec Główny w Mediolanie – Milano Centrale. Jak już tam jestem to jakby na miejscu, bo z Dworca Głównego łapię pociąg do Genui. Łatwizna!!! Studiowałam na forach, co gdzie i ile czasu jedzie, żeby zgrać to czasowo. Bilety wykupione, wydrukowane tylko czekać na dzień ZERO. Trasa Berlin – Mediolan – Genua. Jeszcze bez wad 😉
Berlin Schonefeld – Mediolan Melpensa Easy Jet 14:05 – 15:35 koszt ok 420 zł,
Mediolan Melpensa – Milano Centrale 16:09, koszt 12 euro, pociąg jedzie ok. 45 min,
Milano Centrale – Genua Piazza Principe 17:05, 9 euro, pociąg pospieszny jedzie ok. 1h40 min.
Z lotniska do Milano Centrale są też shuttle busy za ok 6 euro. Ja czytałam, że one dłużej jadą, więc zrezygnowałam. Nadszedł dzień ZERO. Przygodo nadchodzę!!! 🙂
Podróż do Berlina z lekkim poślizgiem. Samochód zaparkowany na parkingu. Dojechaliśmy na lotnisko. Odprawa. Kawa. Nuda. Kawa. Podali nr Gate. Idziemy. Samolot stoi. Czekamy … czekamy … czekamy. Nooo nareszcie wpuszczają. Lubię latać, ale nie lubię tej całej otoczki. Brrr
W samolocie okazuje się, że jest opóźnienie 30 min. To tylko 30 min, nie ma się czym martwić a może narobimy w powietrzu? Nie nadrobiliśmy. Lądujemy w Mediolanie i zaczyna się wyścig z czasem. Jeszcze wszystko jest do ogarnięcia, ale trzeba się zorganizować. Jeden odbiera bagaże, drugi leci na zwiady, gdzie odjeżdża między terminalowy bus. Mamy bagaże, lecimy na busa. Bus jedzie jakby wiedział, że się spieszymy, ledwo zdążamy się łapać czegokolwiek, żeby nie stracić równowagi. Z obawy o własne życie, cieszę się, że dojechaliśmy w jednym kawałku. Bus zatrzymuje dwa kroki od kolejki. Bilety bez problemu można kupić w automacie lub w kasie. Nie było kolejek, więc ja poszłam do kasy. W internecie wyczytałam, że bilety zakupione w dwie strony od razu są tańsze, ale pan w kasie o tym nie słyszał.
Lecimy na pociąg, do podziemi. Pociąg stoi. Podana godzina odjazdu to 16:23. Coooo??? Liczę w głowie ile nam to zajmie. Nie noooo. Zdążymy!!! Pociąg rusza a ja w myślach go dopinguje. Szybciej, szybciej, szybciej. Im bliżej Dworca Głównego tym moja mina rzednie (ale dziwne słowo nawet nie wiem, czy tak to się pisze), ale jeszcze nie tracę nadziei. Nawet nie chcę myśleć, co się stanie, JEŚLI nie zdążymy. O 17:05 wtaczamy się na peron. Skupieni. Gotowi. Zorganizowani. Gdy tylko kolejka staje wybiegamy na peron i szukamy telebimów. Jest!!! M. leci pierwszy, spogląda i krzyczy Genua platforma 8. Nie zważając na nic, innych podróżnych, czy bagaże jadą na kółkach lecimy na ten peron 8. Zdyszani dostrzegamy konduktora, który stoi w drzwiach tegoż pociągu. Udało mi się wydukać – czy to pociąg do Genova?
Konduktor proszę pokazać bilety.
Bilety??? Zastanawiam się gdzie ja mam teraz te cholerne bilety. Myślę chwilę łapiąc powietrze. Olśnienie!
Ogląda je i mówi z uśmiechem: Ten pociąg jedzie do Geneva in Switzerland a nie do Genova in Italy.
Houston mamy problem. W głowie wyświetlają mi się czarne scenariusze.
Idziemy do ekranów, ale k… nie ma żadnego Genova. Co robić, co robić???
Działać!!!
Zostawiamy współtowarzyszy z bagażami a sami idziemy, sama nie wiem dokąd. Nigdy nie byłam na tym dworcu wcześniej. Nigdy nie zakładałam takiej opcji, że nie zdążymy. W akcie desperacji zaczepiam konduktora. Uff mówi po angielsku, bo ja po włosku no capito. Pan nam doradził, żebyśmy poszli do biura Trenitalii, z boku peronów i poprosili o przepisanie biletów na inną godzinę. Podchodzimy tam a tam kolejka. No nic. Poczekamy bo co innego zrobić. Staram się sobie przypomnieć ile kosztowały bilety kilka dni przed datą wyjazdu i kojarzy mi się ok 30 euro. Znacie takie przysłowie, co ma wyjść tanio to zawsze wychodzi drogo czy jakoś tak? To ja sobie właśnie je przypomniałam 😉
Nasza kolejka. Podchodzę mówię do pani po angielsku, co mnie spotkało. Ona odpowiada mi po włosku. Gawędzimy chwilę. I wiecie co??? Dogadałyśmy się 🙂 Kazała mi pokazać bilety z Expressu, sprawdziła coś i przepisała te bilety na 18:25 z peronu 22. Za darmo!
Jesteśmy uratowani!!! Należy się nagroda? Należy!!! Zimne piwko podczas oczekiwania na pociąg smakowało wybornie 🙂
Idziemy na pociąg a M mówi do mnie, zobacz tu ostatni peron to 21, nie ma peronu 22. Nie nooo, to tylko mnie mogło spotkać… Ktoś ukradł peron?
Jak podchodziliśmy już do peronu 21 zaczął się wyłaniać peron 22. Okazało się, że trzy perony z lewej i trzy perony z prawej są w głębi dworca i nie było ich widać.
Pociąg jechał trochę dłużej niż ten nasz zarezerwowany i nie było miejscówek. Poza tym zatrzymywał się kilka razy więcej. Znośnie.
W Genui jesteśmy o 20:00 zamiast o 18:40, ale co tam. Genua widziana wieczorem wynagradza nam wszystkie trudy i niedogodności. Piękna. Zakochałam się jak tylko wyszłam z dworca. O tym już w innym wpisie 🙂
Nie mam zdjęć z pociągów, ale sami rozumiecie 😉
Gdzieś w przestworzach |
Takie tam chmurkowe tworki |
Gdzieś nad Włochami |
Leave A Reply