Skąd się wziął pomysł na RPA? Ano od zawsze marzyłam, żeby zobaczyć zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Nigdy nie lubiałam zorganizowanych wycieczek, więc Kenia odpadła w przedbiegach. Natomiast Namibia czy Tanzania to znów za wysoki poziom organizacyjny. Reszta kontynentu to egzotyka, jak dla mnie. Rpa wydawało mi się idealne. Afryka, nie taka dzika, brzmiało dobrze.
Nasz wyjazd zaplanowałam na koniec sierpnia i początek września. Wydawało mi się, że to będzie optymalny okres. Nie jest za gorąca ani za zimno. Jeszcze nie sezon. Wiosna. Sielanki jednak nie było, bo nie trafiliśmy z pogodą, szczególnie w Kapsztadzie.
Dzień 1/ 29.08
Lądujemy po 10 w Johannesburgu, który pomijamy. Nic dobrego o nim nie wyczytałam. Przejazd 50 km i nocleg w zuluskich chatach. Niezapomniane przeżycie, jak w środku nocy słyszysz ryki zwierząt, jakby były gdzieś za ścianą. Bezcenne.
My byliśmy poza sezonem i wioska wyglądała na opustoszałą. Mieliśmy wrażenie, że byliśmy tam sami.
W wiosce odbywają się pokazy dwa razy w ciągu dnia i łapiemy się na popołudniowy. Można z kolacją, można bez. My wzięliśmy z kolacją, ale napoje płatne dodatkowo. Bardzo ciekawie było. Polecam. Na koniec pokaz tańców plemiennych. To było ekstra. Wzruszyłam się.
Mieliśmy jeszcze w planie Lion Park. Jednak albo ja źle zaznaczyłam, albo M źle wklepał. Pojechaliśmy nie do tego parku. Było już grubo po 16. Pani powiedziała, że park jest do 17 i niektóre atrakcje są już pozamykane. Zrezygnowaliśmy. Następnego dnia się okazało, że ten, który chciałam odwiedzić, był vis-a-vis wioski.
Dzień 2/30.08
Rano wyruszamy w drogę. Mamy do przejechania ponad 400 km. W planach wjazd na Panorama Route. Nocleg w Graskop.
Przejeżdżamy przez Long Tom Pass.
Później miałam zaznaczone wodospady, ale a drodze pojawiła się taka tablica, że to nie ta droga. Nie mogłam znaleźć alternatywy na maps.me, a błądzić nie chcieliśmy i pojechaliśmy do hotelu.
Nocleg The Elements.
Dzień 3/ 31.08
Plan był, żeby pojechać na Panorame Route, ale plany są po to, żeby je zmieniać. Czas. Jedziemy do Parku Krugera. Naczytałam się za dużo o bramach, często sprzecznych informacji i w końcu nie wiedziałam, która będzie najbardziej bezpieczna. Zapytaliśmy w hotelu. Właściciel powiedział, że Phabeni Gate będzie ok i była.
Nocleg Lower Sabie Rest Camp.
Dzień 4/01.09
Kontynuacja self drive safari w Parku Krugera.
Nocleg Skukuza Rest Camp.
Dzień 5/02.09
Wstajemy wcześnie rano i do 10 polujemy na koty, których żeśmy nie widzieli. Później druga część Panorama Route. Rzeczywiście widoki zapierają dech w piersiach. Myślę, że żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna tej trasy.
Nocleg Sabie River Lodge Bush.
Nie było to najmądrzejsze i najbardziej ekonomiczne, bo wyjechaliśmy z parku, pojechaliśmy na PR i znów musieliśmy tu wrócić ale to pokłosie naszych decyzji z Graskop i noclegu, który zarezerwowałam jako pierwszy, bez możliwości anulacji.
Dzień 6/03.09
Rano wyjazd do Johanesburga. Trochę błądzimy zanim oddamy auto, ale nie ma tego złego (tankujemy). Lot do George. Na lotnisku odbieramy bezproblemowo auto. Tym razem zamówiony był VW polo i dostaliśmy polo. Jest niedziela. Z lotniska jedziemy w ciemnościach, ale jak dojeżdżamy do miasta, to doznajemy szoku. Tak jakby czyściej, jeżdżą autobusy. Parkingowi się tylko nie zmienili.
Nocleg Wispering Oaks Guest House
Dzień 7/04.09
Marzyliśmy, aby w końcu się wyspać i nigdzie się nie spieszyć. Jak to zrobić jak wymeldowanie o 10? Przejazd do Plettenberg Bay, po drodze: Map of Africa, Wilderness, Gericke’s Point, Dolphin Point, Knysna i Nature’s Valley.
Nocleg Formosa Bay.
Dzień 8/05.09
Rano a właściwie do popołudnia Robberg Nature Reserve a potem przejazd do Oudtshroom. W rezerwacie są trzy szlaki. My wybraliśmy najdłuższy i zeszło nam trochę dłużej, niż zamierzaliśmy (4,5h marszu). Do Oudtshroom chciałam jechać N9, ale mapa pokazywała 200 km i ponad dwie godziny, a to już była 15. Miałam tam zaznaczone miejsce na fotkę. Ja miałam już dosyć, a M miał musiał jeszcze prowadzić. Dałam spokój. Pojechaliśmy najszybszą drogą, ale i tak było malowniczo. Przed 18 zajeżdżamy do miasta. Ulice puste. Wszystko pozamykane na trzy spusty.
Nocleg Gumtree Guest House
Dzień 9/06.09
Dzisiaj w planie Cango Cave(robią wrażenie), a potem przejazd do Swellendam Route 62. Przejazd Huis River Pass a dalej Ronnies Sex Shop (jak dla mnie nic specjalnego), dobry burger w Diesel @Creme.
Nocleg Bergview Guestouse
Dzień 10/07.09
Przyladek Igielny, płaszczki w Strusbaai, Hermanus i przejazd do De Kelders, małego miasteczka niedaleko Gamsbaai.
Jeszcze podczas śniadania zaczęłam sprawdzać rejsy na wieloryby. Okazało się, że są na sobotę, a nie jak będziemy w Gansbaai. Wszystko wyprzedane. Jak ja nie znajdę, co ja jakaś amatorka jestem? Znalazłam. Zamówiłam, ale kasy nie pobrało. Wiedziałam już, co to znaczy. Jak byliśmy w Strusbaai, zadzwonił do mnie pan z tą niemiłą informacją. Na pocieszenie mi powiedział, że prawdopodobnie rejs się nie odbędzie, bo wieje jak w kieleckim. Co zresztą było prawdą.
W Hermanus obserwujemy wieloryby ale takie jakieś nieśmiałe są. Co jest niesamowite, słychać je doskonale z brzegu.
Nocleg The Bay Lodge
Dzień 11/08.09
Ponieważ pogoda nas nie rozpieszcza więc jest kolejna zmiana planów. Która to już? Miały być winnice, ale pędzimy do Kapsztadu, żeby wjechać na Górę Stołową. Od jutra zmiana pogody, na gorsze. Oczywiście wybieramy drogę R44. Potem jedziemy jeszcze do Hout Bay i w hotelu jesteśmy przed 18.
Nocleg Stadium Guest House. W końcu można się rozpakować. Trzy noce przed nami w jednym miejscu.
Dzień 12/09.09
Pogoda jest w kratkę. Jedziemy na Przylądek Dobrej Nadziei i chcemy wrócić Champs Peak. Po drodze kilka punktów: Muizenberg Beach, Kalk Bay, Boulders Beach. Od Noorhoek leje, ale nie poddajemy się.
Dzień 13/10.09
Jeśli wczoraj prognozy nie były optymistyczne, to dzisiaj jest dramat. Wieje, leje i jest 12 stopni. Chcemy powtórzyć naszą trasę od Noorhoek. Jak wyjeżdżamy z garażu, to świeci słońce, jak dojeżdżamy do Champs Peak, leje. Wracamy do Kapsztadu, też leje, gdy się przejaśnia, idziemy na Waterfront. Dochodzimy do celu, znów pada. Wracając (nie zgadniecie) mokniemy.
Dzień 14/11.09
Wylot do domu. Wstajemy wcześnie rano i o 7:30 jedziemy na lotnisko. Bez problemu oddajemy samochód i czekamy na lot.
Plan był Bardzo napięty i jeśli miałabym coś zmienić, to pojechałabym później. Przełom września i października. Było zimno. Chichraliśmy, że jak komuś powiemy, że zmarzliśmy w Afryce, to nas wyśmieje.
Co do planu. Wydaje mi się, że był ok. Intensywnie, ale ja tak lubię. Jeśli tak nie lubicie, to skupcie się na jednym obszarze. Wokól Johanesburga, dokoła Kapsztadu czy Garden Route.
Comment
[…] Cały nasz plan możecie poznać tutaj. […]