Do RPA długo dojrzewałam, kilka ładnych lat. Jeśli ktoś się decyduje na wyjazd tam, musi to być decyzja świadoma. Wiadomo, chodzi o bezpieczeństwo. I moja taka była, co nie znaczy, że przed wyjazdem nie towarzyszyło mi mnóstwo sprzecznych emocji.
Gdy kupowałam bilet w lutym, to oczywiście byłam cała w skowronkach. Nieważne, że wylot z Kopenhagi, do której trzeba dolecieć. Tym się zajmę później, coś się wymyśli. W końcu spełnię swoje marzenie. Zobaczę zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Ekscytacja level kosmos. Planowanie też poszło jakoś sprawnie. Miałam tych planów tyle, że w końcu zapomniałam, który jest ten najlepszy. Jakieś dwa tygodnie przed wyjazdem dopadła mnie raisefiber.
Jak ja to wszystko odprawię. Taka krótka przesiadka i taki długi lot. A w ogóle to koniec świata i niebezpiecznie. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Na co mnie to było. Dodatkowo jak znajomi/rodzina dowiadywali się, że lecimy do RPA od razu gwałty, rabunki, niebepiecznie. No nic, powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Zawsze mówię, miliony przed nami i miliony po nas.
Jak zaczęłam szukać parkingu w Warszawie, to mi oczy z orbit wyszły. Ceny za dwa tygodnie wydawały mi się z kosmosu. Jakoś jednak trzeba dojechać. Mieszkamy 300 km od Warszawy. Gdybyśmy jechali samochodem, trzeba by się zrywać skoro świt. Jedziemy dzień wcześniej pociągiem. Bilety i nocka wyszły mniej niż parking i paliwo, a w dodatku się wyśpimy. O jeździe pociągami mogłabym napisać kolejną relację. Nie wiem, czy tylko ja jestem taka drażliwa. W kościele ludzie wiedzą, że trzeba wyciszyć dźwięk.
Do Kopenhagi lecimy wizzair’em. Na lotnisku jesteśmy koło 14 a o 20 mamy następny lot. Odwiedziliśmy centrum przesiadkowe, które funkcjonuje na lotnisku. Niezły pierdolnilk. Nawet dowiedzieliśmy się gate, z którego mamy odlot (niestety później zmieniono). Zjedliśmy kanapki. Wypiliśmy bezalkoholowe. Obserwowaliśmy autowalk. Jakoś zleciało. Gorzej było w Zurychu (przesiadka 55 minut). Jak lądowaliśmy, zaczynał się boarding. Z wywieszonym jęzorem i biegiem, korytarzami, schodami, kolejkami, nie zważając na innych, mieliśmy jeden cel. Terminal E (no shengen), z którego mamy lot do Johanesburga.
Myślałam, że takich osób jak my będzie multum. Łudziałam się, że we Zurychu będzie ktoś z obsługi czekał i nam powie gdzie iść. Okazało się, że z naszego samolotu z Kopenhagi jest kilka osób. Wszystkie przyleciały do gatu zdyszane jak my. Powymienialiśmy się uśmiechami i „o my gosh”, bo na nic innego nie starczyło oddechu. Pani odesłała nas z kolejki do kontroli paszportowej, która była chyba tylko dla nas, dwa kroki dalej. Tam pieczątki i mogliśmy wejść na pokład samolotu. Sukces! Lecimy! Udało się!
Lądowaliśmy rano. Bałam się, że po całej nocy w samolocie będziemy niewyspani. Ja to nie śpię w samolocie. Wróć … nie sypiałam. Tutaj drzemałam. Może to wino. Wzięłam więc nocleg niedaleko Joburga.
Cały nasz plan możecie poznać tutaj.
KIEDY JECHAĆ
Byliśmy późną zimą, w porze suchej. Temperatury były, jakie były. W dzień, w słoneczne dni było ok, ale w nocy było zimno, do 7-8 st. W RPA chyba nie istnieje takie coś jak ogrzewanie. Do dyspozycji czasami mieliśmy klimatyzację, czasami jakiś dodatkowy kaloryfer, czasami matę grzwczą na łóżko a czasami nic. Było zimno, szczególnie nocami.
Najlepiej jechać chyba od połowy września do listopada, kiedy jest wiosna. Tak bym następnym razem poleciała. Od listopada jest lato i mogą być intensywniejsze deszcze. Chociaż w naszym przypadku, W Kapsztadzie lało jak w lecie. Ta pogoda teraz jest nieprzewidywalna.
HOTELE
Noclegi rezerwowałam wcześniej, myślę, że z pół roku. Poza parkiem na booking. Później doczytałam, że lepiej na hotels. Zazwyczaj ze śniadaniai. Wszystkie oceniane powyżej 8.
Po kupnie biletów to człowiek jest taki naładowany i chce wszystko wiedzieć, no to coś tam czytałam i wyczytałam, że noclegi w parku trzeba rezerwować wcześniej. Mnie nie trzeba dwa razy powtarzać, na bookingu znalazłam hotel i myślałam, że on jest w parku, więc zarezerwowałam. Z opcją płatność od razu i bez możliwości anulacji. Znaczy, anulować można, ale pieniędzy nie odzyskam. Kosztował ok. 500 zł, to szkoda mi było. Jeszcze nie wiedziałam, ile tych nocy tam potrzebuję. Jak się później wczytałam, to się okazało, że hotel jest poza parkiem. Później cały plan powstał pod ten nocleg.
W Parku rezerwowałam na stronie sanparks.org. Jak się za to wzięłam, to wydawało mi się czarną magią. Ani nie wiedziałam w którym campie, ani jaki typ, ani jak to ogarnąć. Jakaś ta strona była dla mnie mało czytelna.
We wszystkich hotelach wymeldowanie jest o 10:00.
WALUTA
Na lotnisku wypłaciliśmy 3000 ZAR (rand) i pod koniec naszego pobytu wyzbywaliśmy się gotówki. Wszędzie można płacić kartą. Jeśli nie można, to jakieś pojedyncze przypadki. Teraz już nawet na punktach widokowych Panorama Route płaci się kartą.
INTERNET
Na lotnisku w Johanesburgu poszliśmy do stanowiska vodafone. Innego stanowiska nie znaleźliśmy. Wcześniej czytałam, że na google maps wystaczy 2-5 gb i tak chcieliśmy kupić, ale nie z moim M. Insta i FB MUSI być na bieżąco. Jemu to nawet 10 gb nie wystarczyło, które nabyliśmy za 599 ZAR. Niestety pod koniec naszego pobytu musieliśmy nabyć więcej. Nie mogliśmy doładować vodafone w punkcie, więc wzięliśmy nową kartę MTM (1 ZAR) i ją doładowaliśmy 3 gb (199 ZAR). Starczyło nam do wylotu.
WYPOŻYCZENIE SAMOCHODU
To była kolejna przygoda. Przynajmniej w Johanesburgu na lotnisku. Nie doczytałam, że karta musi być kierowcy na wynajem i na blokadę. Tylko kierowca może zapłacić. Ja miałam na karcie na wynajem a M na blokadę. Oczywiście z naszym pechem nie mogliśmy się zalogować do banków. Zmęczeni, po naszej dwudniowej podróży myśleliśmy w zwolnionym tempie. Co tu zrobić? Pytam panią, czy mają wifi dla klientów. Mają. To poprosiłam, żeby mnie zalogowała. Zalogowała. Przesłałam pieniądze M. On nie może się połączyć. Okazało się, że internet przestał działać. Jak to, dopiero kupiliśmy i już nie działa. Pani zniecierpliwiona zaproponowała, że podniesie cenę wynajmu i zablokuje mniej na karcie. Jak zaczęłam liczyć, to wyszło mi 400 zł drożej. Wait a minute. Poprosiłam, żeby M też zalogowała do wifi. Zalogowała. Pieniądze przesłałam a ich nie ma. Nie ma i nie ma. Pani coraz bardziej nalega na drugą opcję. Tłumaczę, że cena będzie dużo wyższa i mnie się to nie opłaca, a pieniądze powinny zaraz być na koncie. Nerwy, ciągłe zerkanie na konto i nic. Zrobiłam test. Przesyłam na woje konto pieniądze i widzę je zaraz zaksięgowane. Co jest grane? W końcu, po kilku a może kilkunastu minutach, pieniądze się zaksięgowały. Podpisaliśmy dokumenty, dostaliśmy kluczyki i mogliśmy zejść na parking odebrać auto. Miałam ochotę popłakać się ze szczęścia, bo już czarno to widziałam.
Samochód rezerwowany przez Discover cars, wypożyczalnia First. Pełne ubezpieczenie. Blokada na karcie 18.000 ZAR (każdorazowo w dniu wynajmu) plus wynajem: Johanesburg ok 870 zł (przedpłata 220zł) i George (z oddaniem w Kapsztadzie) 1345 zł (przedpłata 290 zł).
Na temat jazdy po lewej stronie mogę się wypowiedzieć tylko z fotela obserwatora. M wsiadł w samochód i po prostu wyjechał z podziemnego garażu, nigdy wcześniej nie siedząc po tej stronie.
DROGI
Drogi są dobrej albo bardzo dobrej jakości. Wyjątkiem jest droga R535 Graskop – Hazyview, gdzie dziury były tak duże, że czasami trudno je było ominąć. Nie żartuję. Jeszcze nigdy w życiu takich nie widziałąm. W Parku Krugera również są ok. Ruch w miastach jest spory, natomiast poza umiarkowany. Z parkingami nigdy nie mieliśmy problemu, nawet pod Górą Stołową. W miejscach turystycznych zazwyczaj są parkingowi. Zawsze dawaliśmy jakieś grosze.
JEDZENIE
W Campach stołowaliśmy się ichniejszych restauracjach. W Sabie lower wzięliśmy na kolację steka i nie był za dobry. Natomiast śniadanie mi smakowało. Mają zestawy: jajka i tosty w różnych wariacjach. W Skukuza na kolację poszliśmy do Cattle Baron i nie wzięliśmy już steka. Było pyszne. Na Route 62 odwiedziliśmy Diesel@Creme. Bardzo dobry burger. W ogóle miejscówka oryginalna. Jeśli będziecie w okolicach Gaansbai, polecam Blue Goose Restaurant. Warto.
W pozostałych przypadkach na nocleg docieraliśmy już o zmroku i zazwyczaj braliśmy coś na wynos. Po prostu byliśmy padnięci.
Czasami możecie zostać poproszeni o dopisanie napiwku do rachunku przed zapłatą. Spotkaliśmy się z tym.
ZAKUPY
Przeważnie robiliśmy w marketach Spar i Checkers. Ceny są porównywalne do naszych. W parku było drożej.
LOTY WEWNĘTRZNE
Jest kilku przewoźników. My z Johanesburga do George lecieliśmy Airlink a powrót z Kapsztadu FlySafair. Bilety kosztowały 200-250 zł/os. W pierwszym przypadku dostaliśmy jedzenie na tak krótkim locie a w drugim nic. Ceny są porównywalne, więc jak pasują Wam godziny, to wybierzcie Airlinka. Szcególnie jak nie macie czasu na zrobienie zakupów przed lotem.
LOAD SHEDDING
Czyli planowe wyłączenia prądu. Zazwyczaj przez określony czas, na różnym poziomie. Kraj jest podzielony na strefy i zawsze można sprawdzić, w której strefie się znajdujemy. Służy do tego aplikacja EskomSePush. Większe hotele czy campy w parkach mają własne generatory. W pozostałych przypadkach trzeba zacisnąć zęby i się dostosować.
BEZPIECZEŃSTWO
Mogę powiedziedzieć tylko o tych regionach, w których się kręciliśmy. Nic nieprzyjemnego nam się nie przytrafiło. Nie mieliśmy żadnej kryzysowej sytuacji, ale zawsze się pilnowaliśmy. Nie podróżowaliśmy po zmroku. Zawsze głównymi drogami. Nic nie zostawialiśmy na widoku w samochodzie. Bagaże zawsze w bagażniku. W większych miastach jest inaczej niż na prowincji. W Graskop na przykład widziałam turystę z aparatem na szyi.
Szczerze Wam powiem, że bardzo się bałam przed wyjazdem, szczególnie okolic Johanesburga i drogi do Parku. I czułam tam jakiś napięcie. Za dużo się naczytałam i wpajane nam stereotypy zrobiły swoje. Na wybrzeżu jakby wszystko ze mnie zeszło.
Leave A Reply