Gdzieś przeczytałam, że Bratysława jest jak Kopciuszek w cieniu dwóch sióstr i coś w tym jest. Wielu przyjeżdża tam właśnie po drodze do Budapesztu lub na jednodniową wycieczkę z Wiednia.
Mnie też tam wcale nie ciągnęło. Przy okazji wyjazdu na GP F1 Węgier stwierdziliśmy z M, że wyjedziemy dzień i prześpimy się gdzieś niedaleko Budapesztu. Pierwszy dzień imprezy to możliwość wejścia na Pit Lane, czyli pod garaże uczestników wyścigu. Rok wcześniej wyjechaliśmy wcześnie rano z Polski, na torze byliśmy po południu. Jednym słowem, za późno. Nauczeni doświadczeniem podzieliliśmy trasę na dwa dni. Po obejrzeniu mapy nasz stop padł właśnie na Bratysławę.
Ponieważ w Bratysławie mieliśmy być „po drodze”, to jakoś specjalnie nie planowałam naszego zwiedzania. Po obejrzeniu zdjęć z Bratysławy jedyne co chciałam zobaczyć, to Zamek Devin. Właściwie ruiny starożytnego zamku, położonego na majestatycznej skale u ujścia rzeki Morawa do Dunaju. Wyczytałam, że twierdza jest czynna do 17:00. W drodze podjęliśmy decyzję, że udamy się tam następnego dnia, z samego rana (o tym będzie w innym wpisie).
Czego się spodziewałam po stolicy Słowacji? Chyba niczego i właśnie dlatego mi się tak podobało 🙂 Oczywiście niecałe 24h to za mało, żeby spenetrować dogłębnie miasto. Jednak to, co widziałam, spodobało mi się na tyle, że gdybym miała możliwość, chętnie bym tam wróciła. Dla mnie miasto ma klimat.
Pierwsze kroki kierujemy w stronę starówki.
Brama Michalska – jedyna brama miejska zachowana w Bratysławie i jej symbol. Dla chętnych jest taras widokowy na górze. Można podziwiać panoramę miasta.
Spacerując brukowanymi uliczkami starego miasta, podziwiając kolorowe fasady kamienic, można przyjemnie spędzić czas. I tak właśnie zrobiliśmy. Po czym zrobiliśmy się głodni i poszukaliśmy sobie knajpki z rodzimą kuchnią.
Znaleźliśmy uliczkę dedykowaną czarownicom albo ogólnie strachom. Może był tu jakiś zlot 😉
Docieramy do Rynku Głównego, jednego z trzech placów w historycznym centrum. Nasze oczy kierują się na Stary Ratusz. Z jego wieży również można podziwiać miasto.
Nieco z boku fontanna Rollanda, która upamiętnia pierwszego koronowanego w Bratysławie króla Węgier, Maksymiliana II Habsburga – patrona miasta.
Dookoła ławeczki, znajdą się i knajpki.
Po powrocie doczytałam, że warto zwrócić uwagę na mosiężne postacie tutaj i w bocznych uliczkach. Ja ich nie zauważyłam 🙂 Mogę powiedzieć, że spotkałam ich wiele na drodze swojego spaceru.
Jednak najbardziej popularną i obleganą rzeźbą w Bratysławie jest Čumil – najpopularniejszy kanalarz na świecie, który robi przegląd damskiej bielizny i obserwuje przechodniów.
Gdzieś po drodze trafiamy pod Katedrę św. Marcina. Tutaj koronowano węgierskich królów.
Następnie podziwiamy gotycki Kościół Klarysek a w tle zamek bratysławski.
W drodze na naszą obiado – kolację natykamy się na UFO 😉 Punkt widokowy i prestiżowa restauracja.
Kuchnia słowacka jest bardzo zróżnicowana, w zależności od regionu. Jest też w niej wiele zapożyczeń z kuchni czeskiej i węgierskiej. Najbardziej typową słowacką potrawą są bryndzové halušky ze słoniną. Drobne kluseczki z ciasta ziemniaczanego wymieszane z bryndzą, polane roztopioną słoniną i skwarkami. Potwierdzam, niebo w gębie 🙂
Cóż mogę powiedzieć po tym krótkim pobycie w stolicy Słowacji? Tylko jedno!
Informacje praktyczne
Hotel – Centrum Salvator (zamawiwany przez booking)
Jedzonko – Zelený Rodrigéz
Leave A Reply