Apulia to chyba był najlepszy nasz pomysł, a ten dzień chyba najlepszym z naszego wyjazdu. We wszystkich miasteczkach chodziliśmy z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią. Wszystko, absolutnie wszystko nas zachwyciło. Ale najbardziej chyba obiad 😉 Żartuję. Była i plaża w Polignano a Mare i port w Monopoli i nietuzinkowe, białe miasto Ostunii. Jest pewne, że ten dzień wysoko ustawił poprzeczkę i w każdym następnym chcieliśmy tyleż samo pięknych doznań albo nawet więcej.
Jak już pisałam we wcześniejszym wpisie pierwszą noc spędziliśmy przy lotnisku i musieliśmy rano wrócić do wypożyczalni. Wczorajsza jazda autobusem lotniskowym, w tłumie i bez biletu sprawiła, że z ochotą przeszliśmy się na nogach. Wcale nie było tak daleko. W wypożyczalni 15 minut formalności i udaliśmy się na parking po naszą srebrną strzałę 🙂 Opel Corsa 2019 r., 3500 km na liczniku. Dla naszej dwójki wystarczający.
Polignano a Mare
Myślę, że to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miasteczek w regionie Bari. Któż nie kojarzy małej kamiennej plaży, wciśniętej między malownicze klify z krystalicznie czystą wodą?
Właśnie tam kierujemy swoje pierwsze kroki. Aby dotrzeć do Cala Porto trzeba przejść przez most Lama Monachile a za nim zejść schodami w dół. Być może stąd się wzięła druga funkcjonująca nazwa tej plaży.
Plaża jest kamienista a krystalicznie czysta woda koloru szmaragdowego. Oprócz nas na plaży sporo ludzi. Nie wyobrażam sobie, co tutaj się dzieje w sezonie.
Nie samą plażą miasteczko żyje 🙂 Czas sprawdzić jak prezentuje się stare miasto, do którego prowadzi brama – Porta Vecchia.
Sama starówka jest niewielka ale bardzo klimatyczna. Wąskie uliczki przeplatają się z placami. Stare kamienice, pełne sklepików, kawiarni i restauracji, zachęcają do wejścia.
Polignano a Mare podobno znane jest z trzech rzeczy: nurkowania z klifu, pysznych lodów oraz Domenico Modugno, który się tam urodził. Wyśpiewał on międzynarodowy hit – Volare (pewnie nikt nie skojarzyłby po tytule). W centrum stoi ogromny pomnik i to trzecie mogę potwierdzić. Dwie pierwsze rzeczy niekoniecznie 😉
Miasto charakteryzuje się wysokim nabrzeżem, które można podziwiać z licznych punktów widokowych wzdłuż deptaku.
Monopoli
Monopoli jest większe od Polignano a Mare i może dlatego nie czuć takiego „ścisku”, nie widać tylu turystów. Miasto ma do zaoferowania wszystko, czego potrzebuje zwiedzający. Piękną starówkę, po której przyjemnie było błądzić. Port, w którym można podziwiać niebieskie łódeczki. Promenadę, po której można się przechadzać o zachodzie słońca. Plażę a nawet zamek. I najważniejsze, pyszne lokalne jedzenie 🙂 Wiem, bo akurat tutaj dopadła nas pora obiadowa. Mnie bardziej się podobało od Polignano. Nawet trochę żałowałam, że nie mamy tu noclegu.
Stare miasto to urokliwa plątanina wąskich uliczek. Pełno tu kolorowych barów, restauracji i sklepów. Widać, że mieszkańcy dbają o szczegóły.
Klucząc uliczkami odkrywamy port a potem Zamek Karola V.
Wzdłuż murów obronnych znajdziemy mała plażę. Są nawet chętni na kąpiel. Przypominam jest luty 🙂
Chyba każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Nawet amatorzy kościołów 😉
Gdy już mocno nam burczy w brzuchu znajdujemy tawernę z najlepszym tagliatelle jakim jadłam w życiu 🙂 Niedaleko Kościoła św. Leonarda.
Spacer kończymy przy wieży zegarowej i Piazza Giuseppe Garibaldi. Wracamy do samochodu i jedziemy dalej.
Ostuni
La Città Bianca czyli białe miasto, zbudowane na trzech wzgórzach. Tak, trzech a wydaje się, że jedno 🙂 Kolejne miejsce, w którym wypadałoby spędzić nockę i poczuć klimat miasta, gdy już wszyscy turyści je opuszczą. Nie tym razem. My jesteśmy już późnym popołudniem. Słońce jest zbyt nisko.
Zwiedzanie jest bardzo proste. Należy zaopatrzyć się wygodne buty i wodę 🙂 Stare miasto to plątanina wąskich uliczek, które raz pną się w górę, po to, by zaraz zejść nimi w dół. Jest już późno więc turystów jest niewielu.
Zaczynamy od Piazza della Liberta (Placu Wolności), głównego placu w mieście, który tętni życiem. Znajduje się tutaj Ratusz, który pierwotnie był klasztorem franciszkanów. Przylega do niego Kościół św. Franciszka z Asyżu. Na środku stoi 20 metrowa kolumna, którą wieńczy figura patrona miasta, św. Oronza.
Białe fasady budynków w średniowieczu miały rozświetlić wąskie, ciemne i nieoświetlone uliczki, koszt wapna był stosunkowo niski. Jednak w XVII w. właściwości dezynfekujące wapna ochroniły miasto przed szalejącą zarazą.
W mieście nie ma oszałamiających zabytków. Spacerując wąskimi uliczkami, przejściami i wspinając się schodami, łatwo stracić orientację, co nam się perfekcyjnie udaje 🙂 Błądzimy bez celu i to chyba jest najfajniejsze. Każde wejście na schody, czy zejście jest tajemnicą. To miasto jest dla odkrywców 🙂
Przed przyjazdem czytałam różne opinie na temat Ostuni. Jedni mówili, że nie warto. Nie ma co robić. Inni, że warto. Z pewnością, to miasteczko jest zupełnie inne od Polignano a Mare czy Monopoli. Czy warte odwiedzenia? Oceńcie sami. Jeśli tam wrócę, to koniecznie z noclegiem.
Informacje praktyczne
La Vecchia Taverna – Monopoli
W Ostuni warto wybrać się na punkt widokowy – Belvedere di Ostuni
2 komentarze
Czytam i myślę ze chyba byłem w innych miejscach, mam na myśli Ostuni. Tatalna pomyłka i proszę nie wciskać czytelniką że jest to ciekawe miejsce . Na całość jeśli już zdecydujemy przyjechać wystarczy godzina z modliteą,w kościele. Dwie uliczki i plac ot cała ” perełka „Z daleka lepiej się prezentuje za sprawą pomalowanych elewacji na biało i nic więcej.Dojazd fatalny, z dworca gdzie wysiądziecie trzeba dostać się do miasta. Autobusy kursują jak chcą. Ja pojechałem taksówka , jak wracałem to ludzie którzy jechali z nami pociągiem wsiadali do autobusu którym wróciłem na dworzec. Podsumowując, szkoda czasu są inne ciekawsze miejsca a samo Otsuni jak setki miast we Włoszech.
Chyba rzeczywiście byliśmy w innych miejscach 🙂 I nic nie wciskam czytelnikom. Dla mnie, to było kolejne fajne miasteczko, podczas naszego objazdu wypożyczonym samochodem. Zdjęcia są, każdy może ocenić sam 🙂