Park Narodowy Krugera to najpopularniejszy na świecie i największy park RPA. Położony na prawie dwóch milionach hektarów w północno-wschodniej części kraju, wzdłuż granicy z Mozambikiem. Wielkość parku sprawia, że podróżując po różnych częściach, możemy podziwiać odmienne krajobrazy. Jałowe i kamieniste na północy albo bardziej żyzne i zielone na południu.
Rezerwat powstał z inicjatywy Paula Krygera pod koniec XIX w. z zamiarem ochrony dzikiej przyrody. Można tutaj wytropić wielką piątkę i obcować z różnorodną florą. Czy nam się to udało?
Niestety nie. Wypatrzyliśmy mnóstwo zwierząt i wiele z nich było na wyciągnięcie ręki, jednak nie możemy się pochwalić Big 5. Co nie zmienia faktu, że „polowanie” i obserwowanie było bardzo ekscytujące i te dwa dni zleciały nam, jak z bicza strzelił. I jeśli ktoś by mnie zapytał dzisiaj, co mi najbardziej utkwiło w pamięci, to bym powiedziała, że pierwszy zobaczony słoń, który był bardzo daleko, ale emocje, które mi wtedy towarzyszyły, były bezcenne i do dzisiaj je pamiętam. I wtedy sobie pomyślałam, kurczę, marzenia się spełniają. Zwierzęta żyjące na wolności, w naturalnym środowisku. I się wzruszyłam, łzy stanęły mi w oczach.
Najlepszy czas na odwiedzenie parku to pora sucha, od maja do października. My byliśmy na początku września. Akurat trwało wypalanie traw. Podobno robi się to aby ziemia była żyźniejsza. Ponoć jest to kontrolowane. No nie jestem przekonana, nie znam się. Nam towarzyszył często zapach spalenizny i widać było dym z oddali a zamiast zielonych zarośli wypalone połacie ziemi.
Do Parku w RPA można wjechać przez 9 bram. Wszystko zależy od zaplanowanej trasy. Ja się tyle naczytałam przed wyjazdem, że mnie to zjadło. Czasami, zamiast cieszyć się wyjazdem, to myślałam o tym, co miałam z tyłu głowy. Warto wiedzieć, że mogą zdarzyć się niekomfortowe sytuacje ale to raczej każdy wie, jak reaguje. Tak było u mnie z bramą, przez którą wjechać. Do końca nie wiedziałam którą. Do ostatniego dnia śledziłam sytuację. Wjechaliśmy bramą Phabeni. Tak wyczytałam i tak też nam doradził właściciel noclegu. Może teraz sytuacja się zmieniła. Nie obserwuję tego jakoś szczególnie.
Przed wjazdem trzeba dopełnić formalności i wypełnić „kwity”. Pokazać rezerwację noclegu i zapłacić. Tak jest w każdym campie przy zameldowaniu. Aktualne opłaty, godziny otwarcia można znaleźć na stronie Rates & Entry Fees – SANParks.
Jeśli w RPA zamierzacie odwiedzić więcej parków, można wykupić Wild Card (Wild Card – SANParks).
Spaliśmy w parku. Bungalowy rezerwowałam z dużym wyprzedzeniem. Z początku ta ich strona rezerwacyjna była dla mnie jakąś czarną magią. Jednak jak się wczytałam wszystko było jasne. Co mnie zdziwiło na miejscu, że te campy są tak rozległe a noclegi różnorodne. W domkach nie ma luksusów ale wyposażenie jest dobre. Lodówki, czasami za kratami (małpki), grille przed domkiem.
Jeden nocleg miałam poza parkiem. To była pierwsza rezerwacja i mocno nietrafiona z lokalizacją (bo musieliśmy się do niego wrócić z Panorama Route). Natomiast hotel był bardzo fajny i przy rzece. Gdyby ktoś szukał noclegu poza parkiem, to polecam. Wieczorem można było nasłuchiwać hipopotamów, bo przychodziły na spanie. Pytałam pana z obsługi czy inne zwierzęta przychodzą, to mi odpowiedział z figlarnym uśmiechem, że czasami. Ten jego uśmiech tego nie potwierdzał ale kto wie. My nie spotkaliśmy.
Jak wjeżdżasz do parku, to obowiązują Cię ograniczenia. Nie wolno jeździć więcej niż 50 km/h po drogach asfaltowych i 40 km/h po drogach szutrowych. Tak po prawdzie, to przeważnie jeździsz wolniej, bo wypatrujesz zwierzyny. My raczej jeździliśmy na chybił trafił. Warto zaplanować sobie przejazdy, mieć mapę. Uwzględnić rzeki i wodopoje. Można obserwować aplikację. Mieliśmy ją ale jak się miałam z nią połączyć, to potrzebowałam netu, który miał M, kierowca, na swoim telefonie. Jak udostępniłam i sprawdziłam, to po jakimś czasie się rozłączało. To szczerze powiem, szkoda mi było czasu na siedzenie w telefonie.
Poza obozami nie wolno opuszczać samochodu. Nawet w przypadku awarii. Gdyby takowa się zdarzyła, należy zadzwonić pod numer alarmowy. Nam się nie zdarzyła awaria ale zdarzyło się widzieć ludzi poza samochodem i nie byli to pracownicy parku.
Jeśli zwierzęta zablokują drogę, trzeba poczekać. Nie wolno ich karmić i wyrzucać resztek z samochodu. Oczywiście śmieci tym bardziej.
To „polowanie” tak nas wciągnęło, że wstawaliśmy wcześnie rano, żeby wyjechać jak tylko otworzą bramy i wracaliśmy przed zamknięciem. Lepiej wyznawać zasadę: Im mniej oczekujesz, tym więcej dostajesz. Fajnie rozwiązanie jest z oddawaniem kluczy. Wrzucasz do małej, kolorowej skrzynki, która znajduje się przed bramą i po sprawie.
W campach jest możliwość zarezerwowania wycieczek z przewodnikiem o różnej porze dnia, różnymi trasami i innej długości. Są też spacery po buszu. My nie korzystaliśmy więc nie będę się wypowiadać. Opinie można znaleźć różne.
Przed wyjazdem długo biłam się z myślami w sprawie prewencji przed malarią, pomimo że ryzyko zakażenia jest stosunkowo niskie. Nie braliśmy żadnych specyfików farmakologicznych a nauczeni doświadczeniem sprzed kilku lat, muggi nie braliśmy z Polski (zarekwirowano nam przy sprawdzaniu bagażu na lotnisku). Mieliśmy kupić coś na miejscu ale jakoś nam wyleciało w głowy. Oczywiście warto to skonsultować z odpowiednim lekarzem.
Podsumowując, jak czytałam przed wyjazdem, że ktoś spędził tydzień w parku, to się uśmiechałam. Myślałam, -nuda. Natomiast po powrocie uważam, że im dłużej w parku, tym lepiej. Na pewno nie będziecie nudy. Dla nas to była niezapomniana przygoda. Niesamowicie było tropić i obserwować zwierzęta na wolności. Często wspominamy i wracamy do zdjęć i filmów.
Leave A Reply