Każdy człowiek ma takie miejsce na ziemi, gdzie czuje się bezpiecznie, do którego chce wracać. Siedzę teraz na sofie, popijam kawę i piszę ten artykuł, na bloga. I nagle słyszę komunikat w telewizji, o ewakuacji. Chwilę później wpada wojsko i daje mi godzinę na zabranie dokumentów, najpotrzebniejszych rzeczy a potem pakuje mnie do autobusu i wywozi, w obce mi miejsce. Oficjalnie na 3 dni … Nie, to nie jest zły sen … a ja się z niego nigdy nie obudzę…
26 kwietnia 1986 roku zapadło w pamięci wielu ludziom. W nocy, w czarnobylskiej elektrowni, w rdzeniu reaktora, dochodzi do wybuchów. 1200 tonowa pokrywa wylatuje w powietrze. Kolorowy słup ognia, widoczny z daleka, wyrzuca radioaktywne pierwiastki do atmosfery.
3 km od elektrowni, miasto Prypeć śpi spokojnie. Rano prawie 50 tysięcy mieszkańców rozpoczyna dzień, jak co dzień. Dzieci idą do szkoły, potem bawią się na podwórkach. Na ulicach toczy się normalne życie. Miasto szykuje się do 1 maja – Święta Pracy. Mieszkańcy słyszeli o wybuchu w elektrowni, ale nie ma żadnych oficjalnych informacji na temat zagrożenia. Nikt nawet nie przypuszcza, jak diametralnie zmieni się niedługo, ich dotychczasowe życie. Wielu z nich utraci bezpowrotnie swój dom, swój dobytek, pamiątki, ulubione rzeczy. Będą musieli rozstać się z ukochanymi zwierzętami.
Prypeć został wybudowany w latach 70-tych. Było to nowoczesne miasto, zbudowane od zera, dla pracowników rozwijającego się kompleksu energetycznego. Z dobrze rozwiniętym zapleczem socjalnym i kulturalnym. Dobrze zaopatrzonymi sklepami. Szerokie ulice, zielone oazy. Mieszkańcom miało się żyć komfortowo. Żyło się …
Ewakuacja, przeprowadzona następnego dnia po katastrofie, trwała 3,5 godziny Dzieci się cieszą, że nie będą musiały iść do szkoły. Dorośli płaczą. Po ewakuacji nigdy nie pozwolono nikomu powrócić, na stałe. W obrębie 30 km od elektrowni ustalono strefę wykluczenia, w której mogli przebywać tylko żołnierze.
Podjeżdżamy pod wartownię. Pracownik sprawdza papiery i podnosi szlaban. Wjeżdżamy do miasta widma lub miasta duchów, jak je nazywają. W śniegu po kostki drogę wyznaczają ślady opon. Wjeżdżamy na główny plac Prypeci a później kilkanaście minut jeździmy po ‘ulicach’ miasta. To już nie miasto, to natura zaadoptowała ten teren. Tak jakby betonowe bloki wkomponowano w las. Raz po raz, Przewodnik opowiada nam, co mijamy.
W końcu wracamy do punktu startowego i zaczynamy nasz spacer po mieście. Wysiadamy z busa. Cisza dzwoni w uszach. Opuszczone bloki, brak szyb w oknach i chaszcze robią wrażenie. Przypomina to strefę działań wojennych.
Wydeptaną ścieżką, w śniegu, idziemy gęsiego. Po drodze mijamy budynek szkoły, który nie wytrzymał panujących warunków. Natura powoli eliminuje go z krajobrazu.
Zaglądamy do supermarketu. Zniszczone lady, rozbite szyby, porozrzucane wózki. Już nikt nie zrobi tu zakupów.
Idziemy w stronę najbardziej rozpoznawalnego miejsca w Prypeci, przynajmniej ze zdjęć. Wesołe miasteczko, którego inauguracja miała się odbyć 1 maja 1986 r. Nigdy się nie doczekało otwarcia.
Wokół las, jakby gęstszy, a my idziemy dalej po wydreptanej ścieżce. Przewodnik mówi nam, że my to mamy dobrze, bo wczoraj było gorzej. Tamtej nocy spadł śnieg. Przeskakujemy murek i jesteśmy na stadionie. Trudno uwierzyć. Jak sięgnąć wzrokiem drzewa. Miasto funkcjonowało już 16 lat,ale stadion był jeszcze nieukończony. W środku znalazłam wiadra z farbami.
Chociaż bloki były z betonu to jakoś tego, w Prypeci, nie widać. Wszędzie kolorowo. Idziemy zobaczyć typowe mieszkanie. Na klatce schodowej wisi jeszcze spis lokatorów. Skrzynki czekają na listy.
Mieszkania nie były jakieś wielkie ale wystarczające. Malutka kuchnia. Łazienka, WC i pokoje.
Spytałam naszego Przewodnika, czy można wejść na wyższe piętra, czy ewentualnie na dach. Powiedział, że nie powinniśmy w ogóle wchodzić do budynku, bo to niedozwolone. Natomiast wejście na dach jest niebezpieczne. Śnieg i ślisko.
Ostatni przystanek przy basenie Azuro. Wszyscy mieszkańcy mieli do niego dostęp. Jeszcze 10 lat po katastrofie korzystali z niego likwidatorzy. Dzisiaj hula tutaj tylko wiatr.
Jakie ja mam wrażenia po pobycie w mieście widmo? Strasznie to smutne, że wszystko niszczeje i zarasta chociaż wiem, że jeszcze długo teren nie będzie mógł być zamieszkany. Kiedyś ładne, kolorowe i pełne życia ulice zmieniły się nie do poznania. Natura odebrała to, co kiedyś zabrał jej człowiek.
Leave A Reply