Po wizycie w Beracie obieramy kurs na Szkodrę, a ja przebieram nóżkami, bo jutro wydarzy się coś, na co czekałam 🙂 Popłyniemy po Jeziorze Koman.
Natura, relaks, błękitna woda a wszystko to pośród zielonych stromych gór. Jednym słowem piękne widoki i wiatr we włosach. 🙂
Wizualizowałam to sobie w głowie, prawie że do perfekcji. Nawet nie było innej opcji, aby pogoda nie dopisała. Nie śmiałaby!
Do Szkodry dojeżdżamy popołudniem, od razu w oczy rzuca nam się największa atrakcja miasta – Zamek Rozafa. Zbudowany na wzgórzu, w otoczeniu dwóch rzek: Buna i Drin.
Szkodra to jedno z najstarszych miast na Bałkanach, piąte pod względem zaludnienia w Albanii. Położone niedaleko granicy z Czarnogórą jest doskonałą atrakcją na jednodniowy wypad, bądź na rozpoczęcie poznawania kraju. Miasto nazywane jest „Małą Holandią”, ze względu na ilość niesfornych rowerzystów, co w parze z szalonymi kierowcami, może wyprowadzić z równowagi niejednego kierowcę.
Dlatego my, tak szybko, jak to tylko możliwe, zostawiamy samochód w hotelu i pieszo udajemy się w stronę starego miasta.
Starówka to w rzeczywistości brukowany deptak, z niewysokimi kamieniczkami, przy którym można znaleźć bary i restauracje oraz sklepy z pamiątkami. Wszystko takie wypieszczone. Odremontowane, kolorowe i czyste. Takie niealbańskie 😉
My jak to zwykle my. Nic nie może być zbyt proste. Nie mamy tutejszej waluty, więc z godzinę łazimy i szukamy kantoru. Chcemy usiąść gdzieś w knajpce, czy kupić magnes, a nie chcemy płacić w euro. Niby po angielsku można się dogadać, a nikt nie może nam podpowiedzieć, gdzie można wymienić pieniądze. Jeśli ktoś będzie szukał kantorów, to są przy Meczecie Wielkim.
Wieczorem planujemy następny dzień. Nawigacja pokazuje nam, że do miejsca, skąd wypływa prom (Koman), pojedziemy 1:15, ok. 50 km . Wniosek, musimy wstać skoro świt, bo prom wypływa tylko raz dziennie, o 9:00. Zamawiamy śniadanie na 6:30 i idziemy spać.
Rano punktualnie dostajemy śniadanie. Nic szczególnego, ale kanapki dało się zrobić. Do tego kawa. Nic nam więcej nie trzeba. Po wyjeździe ze Szkodry droga jest jeszcze ok, ale im bliżej naszego celu, tym bardziej drogi bardziej strome i kręte. Stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia, a czas nagli. W niektórych miejscach aż chciałoby się stanąć, zrobić zdjęcie, ale TEN czas.
Zanim dotrzemy do portu (chociaż to nadużycie tego słowa), musimy przejechać długi tunel w skale. W Albanii, czy Serbii można być pewnym, że będzie on nieoświetlony. Prędkość kosiarki, bo nigdy nie wiesz, co wyskoczy za węgła, czy jakaś dziura nie pojawi się w zasięgu maski. W końcu widać światełko w tunelu, a jest już przed 9. Dosłownie 5 minut przed 9 docieramy, parkujemy (dobrze, że jest gdzie) wyskakujmy z samochodu i skaczemy na prom. I nawet się nie zastanawiam, czy to TEN prom. Dopytałam na promie, jak odpłynęliśmy 🙂
Oczywiście wszystkie miejsca na górze zajęte, płakać nie będziemy. Rozbijamy obóz z przodu promu, z dwoma dziewczynami i czterema facetami. To nasz rewir i biada temu, kto tam wkroczy 😉 Bateria do aparatu, którą miałam doładować wczoraj, a czego nie zrobiłam, wyładowuje się za szybko. Znacie to uczucie? Złość, frustracja. Właśnie płyniesz w TEN rejs, po Jeziorze Koman, te widoki porównywane do norweskich fiordów, na które czekałaś, a tu taki klops. Shame on you! Najpierw klnę na siebie w myślach, później mówię sobie, że to tylko zdjęcia. Te wszystkie piękne krajobrazy zostaną przecież w mojej pamięci.
Jezioro Koman to sztuczny akwen, otoczony wzgórzami, powstały wraz z budową zapór na rzece Drin, na potrzeby elektrowni wodnej. Rozciąga się na obszarze 34 km, a jego szerokość to 400 m. Ten niesamowity widok stromych gór na krętym i wąskim jeziorze, z krystaliczną wodą porównywany jest do norweskich fiordów. Rzeczywiście widoki są spektakularne.
Co do samego rejsu, to moim zdaniem jest za długi. Przez pierwszą godzinę są ochy i achy, a potem się człowiek przyzwyczaja. Za kolejnym zakrętem są znowu te same wapienne zbocza i ta sama szafirowa woda, a za kolejnym te zbocza gór znów schodzą się w tej wodzie. Pomimo tego, że jest to jedna z największych atrakcji w Albanii, to nie wiem, czy zdecydowałabym się jeszcze raz. Może należało poszukać innej oferty lokalnej firmy.
Po dwóch godzinach dopływamy do Fierza, tutaj prom ma godzinę przerwy i wraca do Koman.
W Fierze przy przystani jest sklep. Nawet nie przyglądałam się za bardzo nad jego zaopatrzeniem. Słońce grzeje niemiłosiernie, pić się chce. Prosimy dwa zimne piwa i idziemy usiąść obok sklepu na tarasie, na którym stoją plastikowe stoliki i krzesła. Tak przeczekujemy do odpłynięcia.
Po powrocie jedziemy z powrotem do Szkodry. Nie ma innej drogi do Prčanja. Jak już tu będziemy to grzechem byłoby nie obejrzeć Zamku Rozafa. Na szczęście wejście tam nie wiąże się ze wspinaczką. Jest górka, ale znośna. Przynajmniej od miejsca, gdzie zostawiamy samochód (przy sklepie z pamiątkami). Uiszczamy opłatę i wchodzimy na teren twierdzy. Jest obszerny (9ha) a z murów, roztaczają się piękne panoramy.
Według legendy nazwa twierdzy pochodzi od imienia kobiety – Rosaphy, zamurowanej żywcem w murach zamczyska. Miało to zapobiec zawaleniu się zamku, co już się wcześniej zdarzało.
Zbudowany na skalistej skale, otoczony terenami podmokłymi był twierdzą nie do zdobycia. Fortyfikacja na karcie swojej historii ma zapisanych wiele oblężeń. Najsłynniejsze to obrona przed Turkami 1479 r., które to nie zakończyło się przez złamanie obrony, a przez podpisanie porozumienia.
Wskazówki
Po jeziorze pływają trzy lokalne firmy promowe Berisha, Rozafa i Alpina. My płynęliśmy tą pierwszą. Cena to 5e/os/w jedną stronę, pobierana na powrocie. Kupić bilet można również online.
Znalazłam informacje na TA, że rejsy łódkami po jeziorze organizuje Mario Molla, którego biuro znajduje się właśnie w porcie. Cena 15e/os.
Przy nabrzeżu znajduje się hotel, kawiarnia i sklep.
Bilet wstępu do Twierdzy Rozafa – 200 leków.
Parking w porcie nie istnieje, samochód zostawia się tam, gdzie jest wolne miejsce.
Leave A Reply