Dzisiaj opuszczamy Santa Cruz i jedziemy do Porto Moniz gdzie mamy wynajęty hotel na dwie noce. Czeka nas trasa: Porto da Cruz – Faial – Santana – São Jorge – Ponta Delgada. Jak pokazałam trasę M, to mi powiedział, że nigdy w życiu się nie wyrobimy. Jeszcze dołożyliśmy São Vicente.
Porto da Cruz
Miasteczko jest niewielkie, ale urokliwe. Wciśnięte między skały. Znane z produkcji wina vinho seco americano z odmiany winogron zwanej americana.
Jedną z atrakcji jest fabryka trzciny cukrowej, która działa w taki sam sposób od samego powstania (1927 r.)
Jak tylko parkujemy auto, koło kościoła (kawałek dalej jest parking), wzbudzamy ciekawość.
Przechodzący pan się do nas uśmiecha. Odwzajemniamy uśmiech i mówimy hello. Miłe to 🙂
Szkoda, że pogoda nie była taka uprzejma i niestety nie dopisała.
Za kościołem schodzimy na kamienistą plażę.
Dalej deptakiem, wzdłuż skały. Przechodzimy obok kompleksu basenów.
Jesteśmy tutaj jedynymi turystami. Oprócz nas dwaj panowie porządkowi opróżniają kosze na śmieci.
Naszą uwagę zwraca woda pod nogami, na małym odcinku. Za chwilę już wiemy, skąd ona się wzięła.
Deptak się kończy i idziemy asfaltem, aż naszym oczom ukazuje się niesamowita skała Orle Gniazdo (Penha de Aquia).
Ciekawostką jest, że na Maderze nie występuje ten gatunek ptaków. Skała ta oddziela Porto da Cruz od Faial. Prowadzi na nią szlak.
Dalej jest plaża surferów. Musiała być tak mało atrakcyjna, że nie mam żadnego zdjęcia.
Nie ma tutaj żadnych molochów hotelowych. Miasteczko ma swój klimat. Podobało nam się. Mogłoby mieć więcej dni słonecznych, tak jak te po drugiej strony wyspy 🙂
Faial
Właściwie do samego miasteczka nie będziemy wjeżdżać. Wyczytałam, że nie jest zbyt ciekawe.
Jedziemy na punkt widokowy, gdzie miała stać twierdza.
Rzeczywiście było tam kilka armat i jakaś chatka zamknięta na cztery spusty. Zaniedbane to wszystko. Szkoda.
Widoki za to wynagradzają nam wszystko to, czego tam nie zastaliśmy 😉
Orle Gniazdo z drugiej strony.
Rosną tam piękne sterlicje królewskie.
Jedziemy jeszcze na inny punkt widokowy, z którego widać plażę.
Na mapie zauważam jeszcze jeden punkt widokowy. Znajdujemy początek ścieżki i idziemy wzdłuż betonowego traktu. Nic jednak szczególnego nie zauważamy. Wracamy do samochodu.
Santana
Gdy tylko dojeżdżamy do Santany, zaczyna lać. Po drodze w samochodzie wyskoczył nam błąd, na desce rozdzielczej.
Czekając, kiedy przestanie padać, mamy zajęcie, szukamy po internetach. Bezskutecznie.
W końcu robię zdjęcie i wysyłam na What’s App do wypożyczalni. Po chwili dostaję wiadomość, że nic ważnego. Na szczęście.
Akurat się trochę przejaśniło, ale jeszcze mży. Idziemy szukać tych uroczych, tradycyjnych domków, które są wizytówką Madery.
W centrum Santany została stworzona mała pokazowa osada palheiros, bo tak się nazywają. Domy w kształcie litery A, kryte strzechą do samej ziemi. Wyróżniają się małymi oknami, niebieskimi obramówkami i drzwiami w kolorze czerwonym. W tych pokazowych są sklepiki.
W Santanie znajduje się park tematyczny Parque Temático da Madeira, w którym możemy poznać historię, kulturę i obyczaje Madery.
My jednak odpuszczamy, bo znowu się rozpadało.
São Jorge
Interesował mnie punkt widokowy Ponta de São Jorge. I tak sobie zaznaczyłam. Nie można tam dojechać samochodem.
Ustawiłam sobie jako najbliższy punkt latarnię (Farol da Ponta de São Jorge).
To było gdzieś na końcu świata. Już sam dojazd był jak na koniec świata. A na samym końcu świat droga prowadziła na teren prywatny 🙂
Postawiliśmy samochód na zakręcie, bo nie było parkingu i szukaliśmy ścieżki do tego punktu.
Nawet władowaliśmy się komuś do ogródka. Bez powodzenia.
Teraz patrzę na mapę, że musi być tam jakaś ścieżka. My jej nie dostrzegliśmy.
Powiem tylko, że nie byliśmy jedynymi zdezorientowanymi poszukiwaczami. Za nami podjechał inny samochód.
Akurat wyszedł miejscowy, bo ruch się zrobił na tym końcu świata. Ten z tamtego samochodu wyskoczył i zapytał o coś, tamten mu tłumaczył.
On w samochód. My też w samochód. Nie, my nie jedziemy za nim, objechał rondo, my też. Zgubił się?
Maps.me pokazało mi punkt widokowy i do niego pojechaliśmy. Oni też.
Miradouro da Vigia
Mój przewodnik pisał, że koniecznie i bezapelacyjnie trzeba się zatrzymać w punkcie widokowym Miradouro da Beira da Quinta.
Widać z niego Arco de São Jorge, małe miasteczko, otoczone wzgórzami, które tworzą łuk (arco).
Ze względu na panujący mikroklimat i żyzną glebę uprawia się tutaj winogrona.
W miejscowości znajduje się muzeum wina (Museu do Vinho e da Vinha), w którym można prześledzić historię i cykle upraw oraz produkcji wina.
My nie pojechaliśmy do miasta, nie pojechaliśmy do muzeum a na punkt widokowy (Miradouro do Cabo Aereo).
Dojazd tak, jakby drogami osiedlowymi. Jest tam mały parking. Obok jest boisko. Boisko jest otoczone siatką.
Jak podjechaliśmy, to akurat jakaś kobieta wchodziła na to boisko. I zaczęła chodzić w kółko.
Później odnajdujemy Miradouro Boaventura. Co fajne. We wszystkich punktach widokowych są jakieś ławki, czasami miejsce na grilla.
Można piknikować i cieszyć oczy widokami.
Ponta Delgada
Ta mała miejscowość do lat 40 XX w była odizolowana od reszty świata. Pokonanie stromej i wąskiej drogi był nie lada wyzwaniem.
Do miasta wjeżdżało się po wąskim mostku. Stąd nazwa miasteczka.
My zajeżdżamy pod sam kościół. Parkujemy i zastanawiamy się, co robić? Obeszliśmy kościół, weszliśmy do środka.
Właściwie to zgłodnieliśmy. Przeszliśmy kawałek, ale nic nie znaleźliśmy. Stwierdziliśmy, że pojedziemy do São Vicente.
São Vicente
Już sama droga do tego miasta nam się podoba. Pomimo odcinków tunelami jest malownicza. Miasto położone jest w dolinie.
Wysokie, zielone wzgórza rozpościerają się nad głowami a błękit oceanu przyciąga wzrok. Wszystko się idealnie komponuje.
Samochód parkujemy na parkingu, zaraz za wielkim błękitnym, brzydkim mostem.
Nie wiem, ten most tak mi nie pasował do tej okolicy. Nie mam żadnego zdjęcia. Nawet tam nie poszliśmy.
Według legendy nazwa miasta pochodzi od św. Wincentego z Saragossy, który miał się objawić na skale, u ujścia rzeki.
Dzisiaj stoi tam mała kapliczka, która została zbudowana w 1694 r.
Pomimo, że tutejsza plaża jest kamienista i nie sprzyja opalaniu, to podobno przyjeżdża tutaj wielu surferów, z całej Europy.
Dzisiaj fale nie są jakieś imponujące, to surferów brak.
Za to wzdłuż plaży są restauracje. My wybieramy Restaurante Caravela. Polecaną na TA.
Nie zawiedliśmy się. Jedzenie przepyszne i nie do przejedzenia. Kelner nas obsługujący tylko mało ruchawy.
M zamówił szaszłyk a ja espadę. Najpierw przyniósł szaszłyk a potem długo, długo nic.
Zniecierpliwiona zapytałam, czy to co zamówiliśmy zawierało chociaż jakąś sałatkę. To jak nas w końcu obstawił, to miejsca na stole zabrakło 🙂
Po jedzeniu idziemy obejrzeć starówkę. Brukowane uliczki, białe domki, palmy. Chyba najładniejsza starówka jakie widziałam, na Maderze.
São Vicente znane jest z jaskiń, które znajdują się w pobliżu miasta. My je mamy w planie w następnym dniu (na planach się jednak skończyło).
Ostatni punkt naszej trasy to Ribeira da Janela a właściwie dwie formacje skalne Ilheus da Rib i Ilheus da Janela.
Zjeżdżamy na parking (oczywiście po tym jak przegapiliśmy zjazd i zajechaliśmy do Porto Moniz 🙂 Jest niewielki.
Kilka kroków i jesteśmy na kamienistej plaży i już oglądamy te „cuda”. Później wchodzimy po schodkach na taras widokowy.
Czytałam, że to popularne miejsce. Prawda. Oprócz nas kilka par. Jest tłok na tarasie. Każdy po kolei robi zdjęcia. Z plaży bardziej mi się podobało. Musi być gdzieś jeszcze ścieżka na górę, bo widziałam takie zdjęcia w necie. Nie wiem gdzie.
Mapa z dzisiejszej trasy.
Leave A Reply