Pierwszy raz, bo czuję wielki niedosyt.
Pierwszy raz, bo pierwszy raz samochodem objazdowo.
Pierwszy raz, bo lubię pierwsze razy 🙂 zmieniają perspektywę i wyznaczają nowe granice 🙂
Czekamy na Bałkany, czyli rodzi się plan
Nie pamiętam dokładnie, jak to się zaczęło, ale Bałkany zawsze brzmiały dla mnie dosyć tajemniczo, nieco egzotycznie i były takie odległe. Przylgnął do nich stereotyp, że są niebezpieczne, drogi dziurawe a bieda aż piszczy. Wszystko to przez to, że wciąż tak mało wiemy. Ja jednak lubię przekonać się sama, jak to gdzieś jest 🙂
Na ten rok nie planowałam niczego z rocznym wyprzedzeniem, co miało miejsce w tamtym roku. Jedyny warunek, jaki postawił M – wziąć 10 dni urlopu. Zrażeni naszymi poprzednimi wyjazdami nad Balaton, do Chorwacji, czy innych Włoch, zgodnie mówiliśmy: Nigdy więcej samochodem!
Życie to lubi być przekorne 😉
Jakoś w marcu, od niechcenia, rzuciłam: może objedziemy Bałkany? M podchwycił, a ja zatarłam rączki. Wiedziałam, że tak łatwo nie będzie …
Później zaczęły się negocjacje 🙂
Ja nie będę codziennie w samochodzie siedział, odgrażał się M. Tłumaczyłam, że objazd, jak sama nazwa wskazuje, to przemieszczanie się 🙂
Koniec końców nie było to tak męczące, jak się spodziewaliśmy. Myślałam, że po tygodniu, na myśl o samochodzie, będziemy haftować po krzakach 🙂 Nic takiego się nie stało. Nawet powiem więcej. Mieliśmy dwa dni odpocząć w Czarnogórze i dwa dni w Chorwacji. Tak pozmienialiśmy plany, żeby skrócić odpoczynek a więcej zobaczyć. Można? Można!
Długo nie mogłam się rozprawić z Bałkanami. Ciągle zmieniałam koncepcje. Oczywiście tysiące obejrzanych zdjęć, ile godzin w necie to nawet nie wiem. Chciałoby się być wszędzie 🙂
Termin wyjazdu się zbliżał. M naciskał na trasę i w końcu ze dwa tygodnie przed zrodziła się. Oczywiście jak to w życiu bywa, do niej nie zajrzał 🙂
Powiem, że planowanie takiej podróży nie jest łatwe. Tych punkcików na mapie jest tyle. Teraz znajdź w każdym parking, nocleg i jeszcze pozwiedzaj 😀 To zwiedzanie, to też takie, na szybko. Bo tutaj goni cię czas, tam się ściemnia, a tutaj była ulewa.
Na cześć pytań znaleźliśmy odpowiedzi w przewodniku, na część w internecie, a noclegów szukaliśmy z dnia na dzień.
Tego się bałam najbardziej. Wzięliśmy namiot, karimaty, koce. W razie „W”. Nigdy nie było problemów. Ceny od 30e do 50e/noc.
Pokój dwuosobowy z łazienką w hotelu albo apartament. Pod koniec wycieczki to już tacy się zrobiliśmy wygodni, że nie wiem, czy jakbyśmy nie znaleźli noclegu, to rozłożylibyśmy ten namiot 🙂
Co mi się teraz nasuwa na myśl:
1. Przede wszystkim dobra nawigacja to podstawa.
2. Plan rozpisany w szczegółach. Nawet plan B. Można iść na żywioł i też będzie to jakieś wyjście. Ja np. nie miałam Prisztiny w planach, a M chciał tam pojechać. Przegapiliśmy tę najsłynniejszą bibliotekę, chociaż byliśmy o krok.
3. Internet. Kraje bałkańskie nie są w UE. Rozmowy i smsy są bardzo drogie. Nie interesowałam się tym, przed wyjazdem. Być może warto w każdym kraju wykupić kartę.
4. Główne drogi są z reguły dobre. Boczne mogą być gorszej jakości. Wyjątkiem było Kosowo i BiH. Droga od granicy, w Kosowie, to zwykły piasek. Jeśli jakiś 'kamikadze’ Cię wyprzedzi, to będzie to albo w Albanii, albo w BiH. Zakręt, nie zakręt. Górka, nie górka. Obojętnie ile jedziesz, jedziesz za wolno 🙂
5. Otworzyć się na ludzi. Obojętnie w jakim języku będą mówić. Są uprzejmi, chcą pomóc a najzwyczajniej w świecie są ciekawi.
Leave A Reply